Gdy łąkę w zadumie mijałem

Znienacka się do mnie zaśmiały

Żółciutkie, wiosenne podbiały

Stojące wśród trawy zszarzałej.

Z uśmiechem na trzpioty spojrzałem

I nagle me myśli dojrzały

I splotły się razem, zagrały

I nagle je zrozumiałem.

A one śpiewały wciąż chórem,

Że wiosna, że świat, że istnienie,

Że tęcza z fioletu w purpurę,

Że słońce, że wiatr, że marzenie,

Uczucia płynące gdzieś w górę…

Podbiały i moje spojrzenie.

kwiecień, 1981