"Harnaś"

Rozbójnicy Skrzyńscy herbu Łabędź

Harnaś 16 – 2002 r.

W pierwszej połowie XV wieku na terenie Księstwa Oświęcimskiego pojawili się przedstawiciele możnego rodu Skrzyńskich herbu Łabędź, pochodzący z Wielkiego Skrzynna* koło Opoczna. Ten sam herb mieli między innymi Borkowscy, Dowgirdowie, Duninowie, Komorowscy, Pileccy, Siemaszkowie, Zawisza.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

*[          Skrzynno – to w XII w. gród kasztelański przeniesiony ze Skrzyńska (niedaleki ośrodek górniczo-hutniczy  – w XVI w. Dymarki; jest to również miejsce urodzenia Oskara Kolberga) – 1308-1869 prawa miejskie – do XIX w. należało do dwóch właścicieli, stąd dwa rynki i dwa ratusze.] – do przypisów u dołu strony

**[       Labancz … Ex regno Dacie ortum habens a Petro, qui in Poloniam venerat cum multis divitiis et thezauris, plures in ea ex muro fabricavit ecclesias… Viri in ea pacifici, ab ambitione magistratuum alieni.

Łabędź … [Ród] wywodzący się z królestwa duńskiego od Piotra, który z wielkim bogactwem i skarbami do Polski przybył i w niej wiele murowanych kościołów wybudował… Mężowie w nim spokojni, dalecy od ubiegania się o urzędy.

Jan Długosz, Insignia, 21

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Ma być łabędź biały czy srebrny w polu czerwonym. Na hełmie takiż łabędź… Atoli nie wszyscy jednymże kształtem tego herbu zażywają… Drudzy łabędzia tak na tarczy, jako i na hełmie siedzącego noszą, z pyskiem i nogami czarnymi, na hełmie jednak nóg jego nie widać. Inni tak na tarczy, jako i na hełmie stojącego łabędzia z pyskiem i nogami żółtymi stawiają, i to jest zwyczajniejszy wizerunek tego herbu; przecież i między tymi samymi ta zachodzi różnica, że jedni z nich w prawą tarczy i głowę, i jego samego, drudzy w lewą kierują.

Kasper Niesiecki, Herbarz, VI, 180-181

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

W XV wieku Skrzyńscy posiadali dobra w Polsce i na Węgrzech. Bożywoj Skrzyński na Turzej Górze (obecnie ta góra zwie się Trupielec – 514 m npm. – a nazwa pochodzi podobno od wykopywanych szczątków ludzkich pozostałych wg podań po wojnach szwedzkich; w czasie I wojny światowej też toczyły się tam krwawe walki pomiędzy wojskami rosyjskimi i austriackimi) koło Dobczyc wybudował zamek obronny, a około 1430 roku nabył Żywiecczyznę od księcia oświęcimskiego Kazimierza (wg innych źródeł do roku 1433 władał Żywiecczyzną książę oświęcimski Przemysław), jako dziedziczne dobra lenne. Jako że Księstwo Oświęcimskie w 1291r. zostało zhołdowane Czechom, Skrzyńscy stali się w ten sposób pośrednio lennikami korony czeskiej. Żeby było ciekawiej – mając dobra na Węgrzech, byli również lennikami korony węgierskiej.

Niedługo potem książę Kazimierz, pożyczając od Mszczugija Skrzyńskiego – krewnego Bożywoja –  3000 czerwonych złotych węgierskich, daje mu w zastaw jako lenno dziedziczne zamek barwałdzki wraz z przynależnymi do niego wsiami. Zamek ten został wzniesiony na szczycie góry Żar (527 m nmp.) najprawdopodobniej po uprzednim założeniu leżącej u jej podnóża wsi – Barwałdu (który po raz pierwszy występuje w źródłach w r. 1325), a więc w pierwszej połowie XIV stulecia, przez księcia oświęcimskiego Jana Scholastyka.

Władysław Warneńczyk około roku 1440 rozpoczął starania o przyłączenie Księstwa Oświęcimskiego do Polski. Pierwszym krokiem było kupno zamka barwałdzkiego od kolejnego księcia oświęcimskiego – Wacława – wraz z okolicznymi wsiami: Barwałdem Niżnym, Zakrzowem, Jaroszowicami, Stroniem, Leśnicą. Transakcji tej dokonał podstawiony przez niego zaufany dworzanin Mikołaj Serafin – Włoch, żupnik wielicki – 28 grudnia 1440 r. – no bo jakże by to było, żeby król polski był lennikiem księcia oświęcimskiego, a pośrednio też sąsiedniego władcy Czech. Do czasu spłacenia długu poprzedniego właściciela Mszczugij Skrzyński nadal zarządzał zamkiem, ale już według prawa polskiego. 10 lutego 1444 r. zawarto z nim umowę, przy czym Serafin odkupił od niego jego polskie włości – Kobierzyn, młyn na rzece Prądnik i kamienicę w Krakowie.

W 1447 roku na zamku gospodarzył już jego krewny – Włodek Skrzyński – wykupując uprzednio dług. Od jego imienia górę Żar zaczęto też nazywać Włodkową; niektórzy nazwę tę kojarzą raczej z jego słynną żoną – Katarzyną – z pochodzenia najprawdopodobniej Węgierką, która posiadała dodatkowo zamek w Letawie na Węgrzech. Tam też uprzednio przebywał Włodek, a musiał być znaczną postacią, skoro w 1443 r. był poręczycielem mieszczan kieżmarskich, którzy znaleźli się wtedy w niewesołej sytuacji. Miasto Kieżmark złupili taboryci – radykalny odłam husycki – domagając się od nich dodatkowego okupu – ci, rzecz jasna, pieniędzy już nie mieli. Zmuszeni więc zostali do obietnicy, ze kontrybucja 3000 czerwonych złotych będzie przez nich uregulowana, a jeśli nie, to: „dajemy moc zupełną imania nas w podróżach, grabieżach kędykolwiek, zabierania dóbr, palenia ogniem i przyniewolenia nas wszelkiemi sposoby szkodliwemi i przysilania jakokolwiek będą mogli, tak długo, dopóki ich nie wywikłamy z tego rękojemstwa”.
Może właśnie dlatego, a może z powodu niewielkich dochodów z ubogich wsi, Włodkowie nakładali cła na przejeżdżających kupców, egzekwując je często przy zastosowaniu rewizji, aresztowań i konfiskat, nie stroniąc też od wypraw łupieżczych na różne miejscowości. Panoszyli się jak we własnym państwie. W Polsce znani byli jako rycerze-rozbójnicy. Takich jak oni nazywano raubritterami (niem. Raubritter – rabujący rycerz). Legendy głoszą, że i zamek na Wołku był w tych czasach w ich rękach. Podobno opanowali także zamek na zboczu Uklejny nad Rabą (wybudowany na przełomie XII i XIII w. by strzegł drogi handlowej z Polski na Węgry). Kronikarz tego okresu – Bielski – zapisał w 1451r.: „Na Wołku i w Barwałdzie można zbójców nałapać do woli”. Zachowania takie nie były rzadkie w ówczesnych czasach ani w Polsce, ani w sąsiednich krajach niemieckich. W zamku Barwałd wcześniej też mieszkał inny raubritter – Dziersław (Dzierzko?) z Rytwian, syn wojewody łęczyckiego, o którym można by napisać osobne opowiadanie, a lista polskich rycerzy-raubritterów była wcale niemała: Mikołaj Siestrzeniec, Piotr Polak, Jan Stosz, Jan Czapek, Jan Katowski, i wielu, wielu innych, zajmujących często znaczące urzędy, jak np. Krystian z Koziegłów – kasztelan sądecki czy Jan Kuropatwa – podkomorzy lubelski, który w 1430 r. jako młody szlachcic wraz z kompanami złupił klasztor jasnogórski w Częstochowie, rabując i bezczeszcząc dobra kościelne, za co musiał odsiedzieć swoje w wieży zamku krakowskiego. No cóż, takie to były czasy. Często zresztą ci rozbójnicy żyli w dobrych stosunkach z królem, jeśli tylko ich działania nie stały w jawnej sprzeczności z interesem Korony.

Skrzyńskim przypisuje się w połowie XV w. wybudowanie zamku w Żywcu, na prawym brzegu rzeki Soły, w obecnej zachodniej części miasta. Mówiono też, że Bożywoj i Włodek Skrzyńscy odbudowali zamek na górującym nad Żywcem Grojcu. Mieliby więc w tej części kraju olbrzymie wpływy i niezagrożoną pozycję. Zbójowali więc nadal.

Nie bardzo podobało się to oczywiście ich ofiarom. Poszkodowani mieszczanie krakowscy i szlachta zaczęli domagać się od króla, by ukrócił zbójeckie praktyki Skrzyńskich. Od 1447 roku w Polsce panował już Kazimierz Jagiellończyk i on właśnie zlecił wykonanie tego zadania podkomorzemu krakowskiemu Piotrowi Szafrańcowi, właścicielowi zamku na Pieskowej Skale, skądinąd znanego łupieżcy w swoich okolicach (m.in. w 1449 r. obrabował karawanę kupców krakowskich z Mikołajem Wierzynkiem na czele). Jak można przypuszczać, nie tylko skargi poddanych skłoniły króla do tego kroku – swoim zachowaniem Skrzyńscy narażali się skarbowi państwa, podważając bezpieczeństwo handlu z Koroną i uszczuplając jej dochody.

Piotr Szafraniec nie tylko zdobył zamek Barwałd, ale przy okazji wyprawił się na Księstwo Oświęcimskie i wymógł na jego władcy – Januszu III – okup 2000 zł. „Dziejopis Żywiecki” Andrzeja Komonieckiego pod rokiem 1451 podaje: „Włodek Skrzyński z żoną Katarzyną rozbijał. Walczył z nim Piotr Szafraniec o ten Barwałd, za co mu książęta oświęcimscy 2 tys.zł. obiecały dać, aby stamtąd wyjechał”. W odwecie książę Janusz III sam zaczął napadać na polskich kupców i pogranicze Królestwa Polskiego. Nie pozostawiono tego bez reakcji – w 1452 r. starosta Jan Szczekocki i Jan Kuropatwa podeszli pod Oświęcim i zmusili Janusza III do oddania w zastaw całego Księstwa Oświęcimskiego do czasu wypłaty odszkodowania za poczynione Polsce straty.

Rok później, książę Janusz III, korzystając z wyprawy króla Kazimierza Jagiellończyka na Litwę, złamał umowę i obległ zamek oświęcimski, broniony przez Jana Kuropatwę. Na pomoc ruszyło wojsko polskie pod dowództwem wojewody krakowskiego Jana Tęczyńskiego. Janusz III uciekł na zamek Wołek, z którego „czynił wielkie szkody w Polsce łotrowskim obyczajem” i mimo kilkumiesięcznego oblężenia, nie pozwolił na jego zdobycie. Nie widząc jednak możliwości dalszej obrony poddał się i za „pewną sumę pieniędzy” w 1453 r. oddał Oświęcim królowi polskiemu. Nie zaprzestał jednak wypadów na ziemie polskie, skoro pod rokiem 1457 zanotowano, że opanował gorę Wapienną koło Dobczyc oraz miasteczko Myślenice i stamtąd robił wypady na okoliczne tereny.

W tymże czasie na górze Żebraczej  koło Oświęcimia (czy Żebraczy koło Bestwiny – jak podają inni) osiedli niezadowoleni wojacy, którym Polska nie zapłaciła żołdu za udział w wojnie pruskiej. Nic dziwnego, że i oni trudnili się rozbojem, co nie w smak było mieszkańcom okolic. Janowi Synowcowi, podstarościemu oświęcimskiemu udało się ich pojmać i w wieży zamku osadzić, jednak „powroza tego, którym je tam spuszczano, zabaczono odjąć, tedy to łotrowstwo w nocy wylazło zasię po onym powrozie z wieże i opanowawszy onę wieżę, poczęli się z niej kamieńmi bronić. Czego dowiedziawszy się Jan, książę oświęcimskie szedł im co prędzej na ratunek”. Synowiec nie chciał dopuścić do powrotu Janusza do Oświęcimia, więc wolał ugodzić się z uciekinierami i „wróciwszy im konie ich i broni i dwieście czerwonych złotych darowawszy, puścił przec (precz)”. Janusz III Oświęcimia nie odzyskał, a gdy starostwo przeszło od nie dającego sobie rady ze zbójcami starego już Jana z Czyżowa do Mikołaja Pieniążka herbu Odrowąż, poniechał dalszych starań i 21 lutego 1457 r. w Gliwicach (wg Dziejopisu Żywieckiego w poniedziałek 19 grudnia 1457) podpisał ostateczną umowę z królem Kazimierzem Jagiellończykiem na mocy której ustalono, że Polska nabywa Księstwo Oświęcimskie za sumę 50 000 grzywien groszy praskich (choć oficjalnie inkorporowano je znacznie później – wraz z Księstwem Zatorskim – na sejmach w Piotrkowie – 1563 i Warszawie – 1564).

Wróćmy jednak do wspomnianych wcześniej uciekinierów z wieży oświęcimskiego zamku. Zwiedziała się o nich Katarzyna Włodkowa Skrzyńska, dopadła ich w drodze i pobiwszy pieniądze zabrała. Nie wspomniano wtedy Włodka – czyżby już nie żył? A może było tak, jak podają „Annales Glogovienses” o niejakiej Wlokyni – którą utożsamia się z Włodkową właśnie – że prowadziła się po męsku, jeździła konno w zbroi pod bronią, nie było łuku ani kuszy, której by sama bez przyrządu, rękami tylko nie naciągnęła, czego mężczyźni nie potrafili dokonać. Męża swego ustanowiła stróżem w zamku, a sama z towarzyszami łupiła kupców, zamki i wsie. Jeśli tak było naprawdę, to nic dziwnego, że nie wiemy wiele o dacie i okolicznościach śmierci Włodka Skrzyńskiego. Z drugiej strony po okresie wspólnych z mężem wypadów Katarzyna zachowała się w pamięci jako aktywna samodzielna raubritterka:  „Katarzyna Włodkowa jak przedtym jej mąż Włodek rozbojem się bawiła”. Świadczyło by to raczej o tym, że Włodek dokonał żywota, niż że potulnie w zamku czekał na powrót bojowej żony. Nie wiemy tylko, kiedy dokładnie się to stało. W 1456 roku Katarzyna Włodkowa imiennie została zwolniona przez króla od stacji wojskowych i wyprawy wojennej – nie wspomniano wtedy Włodka – najpewniej już nie żył.

„Dziejopis Żywiecki” Andrzeja Komonieckiego pod rokiem 1460 podaje: „Włodek i Bożywoj Skrzyńscy wespół z żoną Katarzyną z niepodłym orszakiem zbrodniarzów z Żywca i Turzej Góry nad miastem Dobczycami leżącej przyległą krainę oświęcimską łupiestwem i pustoszeniem plądrowali i szkody czynili, aż Mikołaj Pieniążek z Witowic, podkomorzy i starosta krakowski z Piotrem Komorowskim i szlachtą szczyrzycką tam ich stąd wypędził”. Być może chodziło nie o Włodka Skrzyńskiego, a o jego syna, zwanego Włodkiem Waltburthem (podawane są też wersje Walburth i Wabulth). A może wtedy Włodek jeszcze żył?

Nie wiemy też, dlaczego nie wspomina się wtedy o zamku Barwałd, gdzie w 1462 roku miała rezydować Katarzyna Włodkowa Skrzyńska. Wtedy wspomniany uprzednio Mikołaj Pieniążek pojmał ją tam i przewiózł do Krakowa, gdzie za rozboje i fałszowanie pieniędzy wyrokiem sądu została na rynku na stosie spalona. Król uchylił wobec niej prawo nietykalności przynależne szlachcicom, więc winy jej musiały być olbrzymie.

Według legend (dr Putek – „O zbójnickich zamkach…”) rozkaz schwytania Katarzyny Skrzyńskiej miał otrzymać starosta zamku lanckorońskiego. Włodkowa, dowiedziawszy się o tym, zaprosiła go na ucztę i w jej trakcie próbowała własnoręcznie zabić go sztyletem. Ten jednak ześlizgnął się po pancerzu starosty i zamysłu swego nie dokonała. Ukryci ludzie starosty na jego znak wdarli się do zamku i po jego zdobyciu Katarzyna Skrzyńska trafiła pod krakowski sąd.

Historycy uważają, że spalenie jej na stosie mogłoby być karą raczej za sprzyjanie husytom, a nie za rozboje. Husytyzm w owych czasach szerzył się bez przeszkód, a Włodek Skrzyński miał na pewno jakieś powiązania z husytami, wspominając tylko sprawę poręczenia okupu, jaki wymusili husyci na kieżmarskich mieszczanach. Kościół Św. Krzyża w Żywcu za czasów Skrzyńskich (aż do 1474 roku) był w posiadaniu husytów, a „Liber beneficiorum” Długosza z 1470 r. nie wykazuje poprzednio wymienianej parafii w Barwałdzie. Być może i sami Skrzyńscy przeszli na husytyzm. A za innowierstwo wtedy palono na stosie.

Milczy na ten temat Długosz. Może spalenie Katarzyny Skrzyńskiej na stosie to tylko legenda, a może nie wypadało o tym wspominać, by nie zadrażniać stosunków polsko-węgierskich – wszak z Węgier pochodziła. Trudno odróżnić fakty od przesadzonych opowieści. Dr Putek uważa, że podtrzymywanie krwawej legendy o Włodkowej, w czym celowały zwłaszcza dziady kalwaryjskie, było w interesie zakonników z klasztoru, by wyciszyć sprawę bezprawnego zawłaszczenia przez Mikołaja Zebrzydowskiego gruntów na górze Żar na budowę kaplic kalwaryjskich.

Legenda ludowa z okolic Kęt mówi, że Katarzyna Skrzyńska po śmierci męża opuściła barwałdzki zamek i przeniosła się ze swoją drużyną na zamek Wołek. Stamtąd nadal robiła wypady na kupców i na okoliczne osady. W końcu oblężona przez królewskie wojska zmuszona została do poddania się. Karę wymierzono natychmiast – wsadzono ją do beczki nabitej od wewnątrz gwoździami i spuszczono po stromym zamkowym zboczu. W tejże chwili zamek na Wołku zapadł się pod ziemię, wraz z nagromadzonymi przez Włodkową skarbami. Podobno wielu poszukiwaczy skarbów próbowało je odnaleźć, bezskutecznie przekopując fundamenty.

W czasach sporów o koronę węgierską pomiędzy Kazimierzem Jagiellończykiem a węgierskim magnatem Maciejem Korwinem Skrzyńscy opowiadali się po stronie węgierskiej, będąc lennikami Korwina z racji posiadania zamków w Bytczy nad Wagiem i Letawie koło Żiliny (dostępne mi źródła słowackie nie wspominają o nich wcale). Nie było to mile widziane przez Kazimierza Jagiellończyka, tym bardziej, że Maciej Korwin zaczął przymierzać się do zagarnięcia Żywiecczyzny i Podhala, śląc przy okazji posłów do zawsze niechętnych Polsce Krzyżaków. W 1462 r. w Głogowie zawarto oficjalną umowę, na mocy której król czeski Jerzy z Podiebradu uznał polskiego króla suwerenem Księstwa Oświęcimskiego, a co za tym idzie właścicielem zamków na Wołku i górze Żar.

Bożywoj Skrzyński wraz z synem zmarłego już Włodka Skrzyńskiego – Włodkiem Walburthem rozpoczęli walki partyzanckie, sprowadzając najemne wojsko, m.in. z Węgier. Nie udało im się odbić silnie ufortyfikowanego Wołka, zbudowali więc małą twierdzę na przeciwległym brzegu Soły – na Bukowskim Groniu, dzikiej i niedostępnej górze. Wobec takich poczynań król Kazimierz Jagiellończyk postanowił ostatecznie się z nimi rozprawić .

I znów oddajmy głos Andrzejowi Komonieckiemu:  „Po czym rychło Bożywoj Skrzyński i Włodek rozbójnicy, wyciągnąwszy jeden z Letawy, a drugi z Biecza [raczej: z Bytczy] w półtora tysiąca koni, koło Oświęcimia wszędzie szkody czynili wielkie, a między zameczkiem Wołkiem a Żary, nad rzeka Sołą górę jedną osiedli, którą zowią Bukowiec i tam fortycę mocną zbudowali, z której okolicznie ten kraj wszytek najeżdżali. Których to zbrodniarzów Mikołaj Pieniążek, podkomorzy i starosta krakowski, ruszywszy przeciwko nim powtóre szlachtę szczyrzycką, ku temu zaciągnąwszy niewiele żołnierza pieniężnego, nadto spiknąwszy się z Piotrem Komorowskim z Węgier przyjeżdżającym i też Przedzisławem Dmoszyckim z powiatu spiskiego nadciągającym, prędko od zbójstwa powściągnął. Ale ten na onej twierdzy od środy po świętym Mateuszu aż do środy w samę wigiliję świętych apostołów Szymona i Judy [22 IX – 27 X 1462 r.]oblężonych (gdy im Bożywoj z Ostrawy na pomoc nie przyszedł) głodem do poddania się przycisnął, zdrowiem tylko i odzieniem darowawszy onych”.

Zamek na Bukowskim Groniu zburzono i nie pozostał po nim żaden ślad. Do dziś nie odkryto tam żadnych wskazówek pozwalających na jego dokładne umiejscowienie.

W 1465 r. synowie Włodka i Katarzyny Skrzyńskiej – Jan i Włodek – zrzekli się jakichkolwiek pretensji do zamku Barwałd po otrzymaniu od Kazimierza Jagiellończyka 3000 zł, na jaką to sumę uprzednio zastawiono zamek. Być może wtedy przebywali na zamku w Letawie, bo tam 24 czerwca 1465 r. wystawiono jeden z kwitów na 1000 zł.

Warto dodać parę słów o dalszym losie zamków Skrzyńskich. Wspomniany uprzednio Piotr Komorowski, pozbawiony przez Macieja Korwina włości na Orawie i Liptowie (co prawda za rekompensatą 8000 węgierskich złotych), otrzymał od Kazimierza Jagiellończyka właśnie m.in. Żywiecczyznę. Po jego śmierci kuratelę nad małoletnim synem Janem sprawował Mikołaj Komorowski, starosta podoliniecki i stryjeczny brat Piotra. Popadł w jakieś nieporozumienia z królem Kazimierzem i zaczął porozumiewać się z Maciejem Korwinem. Ten zaś planował wyprawę na ziemie polskie. Król Kazimierz Jagiellończyk nie mógł pozwolić na oddanie pogranicznych zamków w ręce nieprzyjaciół i wydał w 1477r. rozkaz ich zdobycia. Wykonał to w ciągu siedmiu tygodni Jakub z Dębna Dębiński, wojewoda sandomierski, burząc do fundamentów zarówno zamek na Włodkowej jak i na Grojcu. O zamku na Wołku nie wspomniano, może dlatego, że był już uprzednio we władaniu Dębińskiego, a może poważnie uszkodzony nie miał żadnej roli strategicznej. W XVI wieku brak jakichkolwiek wzmianek o jego istnieniu.

Pisze Bielski w „Kronice”: „Mikołaj Komorowski zamki w śląsku pobrał i swymi osadził. Przeciw któremu król posłał Jakuba Dębińskiego Wojewodę Sandomierskiego i Starostę Krakowskiego, który stłukł i zrównał z ziemią z rozkazu królewskiego. Żywiec w popiół obrócono”.

Król odebrał Żywiecczyznę Komorowskim i dopiero po dojściu Jana Komorowskiego do pełnoletności zezwolił mu na dalszą dzierżawę dóbr barwałdzkich. W 1500 r. król Jan Olbracht przywrócił darowiznę Żywiecczyzny Komorowskim. Może dlatego, że obaj królowie byli u nich zadłużeni.

Zaś Skrzyńscy nie zaznaczyli się w dalszej historii tej ziemi. Nie opuścili jednak Karpat. Pod koniec XVIII wieku jeden ze Skrzyńskich kupił dwór w Laskowej w Beskidzie Wyspowym. Stefan Skrzyński w 1782 dzierżawił kres muszyński w Beskidzie Sądeckim. Na wschodzie hrabia Skrzyński z Bachórza w 1894 roku był jednym z inicjatorów budowy kolei wąskotorowej z Przeworska do Dynowa.

Dopiero hrabia Aleksander Skrzyński ur.1882 w Zagórzanach koło Gorlic, od 1919 r. właściciel Nieznajowej w Beskidzie Niskim, prawnik, polityk i dyplomata zasłużył się dla polskiej historii. W latach 1922-23 oraz 1924-26 był ministrem spraw zagranicznych, a w 1925-26 premierem Rzeczypospolitej. Przyczynił się do uznania wschodnich granic Polski przez Radę Ambasadorów (15 III 1923) i dążył do unormowania stosunków z sąsiadami. Jako premier podejmował próby stabilizacji gospodarczej państwa. W 1926 roku wobec masowych demonstracji i strajków podał się do dymisji i wycofał z życia politycznego. Zginął w 1931 r. w wypadku samochodowym koło Ostrowa Wlkp.