1982-85
wieczór osiemnasty

deszcz puka do okna

 

chciałby się ogrzać w pokoju

 

świeca mu mruga przekornie

 

i puszcza długie cienie

 

na ściany

 

fotel na biegunach

 

jeden północny

 

drugi południowy

 

a między nimi góry marzeń

 

ciepłe i szorstkie

 

jak wełniany sweter

 

i górski wiatr

 

droga pnie się coraz wyżej

 

a fotel skrzypi

 

tak-tak tak-tak tak-tak

 

zawsze masz jeszcze mnie

 

zakurzone ćmy

 

tańczą

 

jak łabędzie

 

Czajkowskiego i Andersena

 

i krzyk tak cichy

 

jak tylko może być cichy

 

krzyk

 

małego myślątka

 

deszcz tłucze  w parapet

 

jakby nie mógł zaczekać

 

aż zasnę

 

tak chce się spać

 


listopad, 1984