deszcz puka do okna

chciałby się ogrzać w pokoju

świeca mu mruga przekornie

i puszcza długie cienie

na ściany

fotel na biegunach

jeden północny

drugi południowy

a między nimi góry marzeń

ciepłe i szorstkie

jak wełniany sweter

i górski wiatr

droga pnie się coraz wyżej

a fotel skrzypi

tak-tak tak-tak tak-tak

zawsze masz jeszcze mnie

zakurzone ćmy

tańczą

jak łabędzie

Czajkowskiego i Andersena

i krzyk tak cichy

jak tylko może być cichy

krzyk

małego myślątka

deszcz tłucze  w parapet

jakby nie mógł zaczekać

aż zasnę

tak chce się spać

listopad, 1984