1986-89
zimowe południe

wiatr

 

bierze w dłonie bezkresne

 

srebrzyste miotły

 

nagich brzóz i buków

 

niebo zamiata

 

z białych piór

 

obłoków

 

co śnieżne ptaki

 

zgubiły

 

w zachwycie

 

niech błękitem zalśni

 

niech zaśpiewa

 

struną przeczystą

 

jak śnieg

 

prosto

 

w radośnie otwarte serce

 

słońce

 

 

 

luty, 1988